W Kapadocji
Kiedy powiedziałam znajomej, że wybieram się do Turcji, w jej oczach zobaczyłam niedowierzanie z domieszką przerażenia. „Jest pani odważna” powiedziała po chwili, choć myślę, że pomyślała coś innego, znacznie mniej pochlebnego. Turcja anno domini 2017 uchodzi za kraj niebezpieczny. Opinia ta, choć nie jest pozbawiona podstaw – uważnie śledzę sytuację międzynarodową, jestem świadoma uwikłania Turcji w konflikty i związanego z nią zagrożenia terrorystycznego – wydała mi się mocno przesadzona. Przede wszystkim jednak byłam zdesperowana. Przed kilkoma miesiącami zelektryzowała mnie podana przez któryś serwis informacyjny wiadomość o planach (ponownego) przekształcenia Hagii Sophii w meczet, zgodnie z postulatami części wiernych. Uświadomiłam sobie, że spośród budowli, których jeszcze nie widziałam, na kościele Hagia Sophia zależy mi najbardziej. Gdyby więc Turcy prawie sto lat po tym, jak Atatürk zamienił meczet w muzeum, rzeczywiście z powrotem uczynili ją miejscem kultu i w dodatku postanowili zakazać do niej wstępu „niewiernym”, byłoby to kolejne miejsce, w które NIE ZDĄŻYŁAM pojechać. Kolejne po Aleppo i wielu innych miejscach w Syrii i ukraińskim Krymie… Postanowiłam więc jechać. Decyzję ułatwił mi narodowy przewoźnik, ogłaszając promocję na loty do Stambułu.
Stambuł. Hagia Sophia