Do Kapadocji

Bilet na autobus do Göreme w Kapadocji mogłam kupić w biurze podróży w centrum, ale cena była znacznie wyższa od tej, którą znalazłam w internecie, więc postanowiłam wieczorem pojechać na dworzec autobusowy. (W rzeczywistości marża okazała się nieduża, widocznie cena w internecie była nieaktualna). Na dworcu mieszczą się biura kilkudziesięciu firm, które świadczą usługi przewozowe – nie ma wspólnych kas ani informacji, w pierwszej chwili trudni się w tym gąszczu rozeznać. Dobrze jest wcześniej sprawdzić nazwy przewoźników, którzy obsługują konkretny kierunek.

W biurze Kamilkoc poczułam się przez chwilę jak bohaterka dramatu Mrożka.
– Paszport proszę.
– Nie mam przy sobie. Zatrzymano go w recepcji hotelu.
– Nie może pani jechać bez paszportu.
– Wcale nie zamierzam. Jadę jutro, dzisiaj chciałabym tylko kupić bilet.
Kręci głową, że nie rozumie. Próbuję wytłumaczyć jeszcze raz, używając słów, które rozumieją moi uczniowie na poziomie A2.
Nie słucha. Po chwili pokazuje telefon z przetłumaczonym przez komunikator zdaniem: ” I can’t go without my passport”. O rany!
W końcu wzywa na odsiecz kolegę, który lepiej zna angielski.
– Jadę jutro do Kapadocji, chciałabym dzisiaj kupić bilet. Mój paszport jest w hotelu, ale jutro będę go miała przy sobie.
– To w czym problem?

No właśnie, w czym? Okazuje się, że paszport potrzebny jest do tego, żeby ….. przepisać nazwisko. Piszę nazwisko na kartce. To na bilecie wygląda nawet trochę podobnie… Bilet kosztuje 70 lir, czyli niecałe 80 zł.

Autokarami zjechałam całą Europę i Stany w czasach, gdy nie było jeszcze tanich linii lotniczych. Muszę jednak powiedzieć, że nigdy nie jechałam tak komfortowym jak w Turcji. W jednym rzędzie są trzy, a nie cztery fotele, dużo miejsca na nogi (nawet tak długie jak moje), głęboko rozkładane fotele, czyściutko. Stuart w białej koszuli, czarnej kamizelce, pod krawatem po wyjeździe ze Stambułu częstuje wodą, a godzinę czy dwie później serwuje gorący napój i słodki poczęstunek. (Z przykrością stwierdzam, ze catering LOT-u na trasie z Warszawy do Stambułu był skromniejszy). W Turcji transport kolejowy jest słabo rozwinięty, za to wśród przewoźników drogowych panuje ostra konkurencja -jak wspomniałam, na dworcu w Stambule są biura kilkudziesięciu firm – z korzyścią dla klienta. Zaskakuje mnie tylko przesiadka do mniejszego busa w Nevşehir, ale okazuje się zupełnie niekłopotliwa. Jadę nocą, żeby zaoszczędzić czas (pokonanie dystansu ponad 700 km zajmuje 12 godzin), czuję się zupełnie bezpiecznie. W autokarze nie ma toalety, ale po drodze zatrzymujemy się kilkakrotnie na dworcach autobusowych, na których strzałki prowadzą od wejścia do toalety. Coraz bardziej zdumiewa mnie to, jak wszystko jest w Turcji dobrze zorganizowane – iście niemiecki Ordnung!

Rano trafiam w inny wymiar – budzę się w świecie bajki…

Mój pensjonat w Göreme

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *