Czerwony Frot w Agrze. W głębi, nad tarasem widoczny Taj Mahal
To nie był mój najbardziej udany poranek w Indiach. Byłam niewyspana, głodna, zmarznięta, zakatarzona, sfrustrowana i wkurzona. Sfrustrowana, bo zgubiłam swoich. Wkurzona, bo ktoś grzebał w moich rzeczach w poszukiwaniu wszystkiego, co nie jest portfelem z pieniędzmi, telefonem komórkowym, aparatem fotograficznym, lekarstwami i chusteczkami – tylko to wolno wnieść na teren obiektu. To wszystko miało wpływ na moją percepcję mauzoleum Mutaz Mahal. Ale tak naprawdę wcale nie o katar chodziło. To moja przekorna natura nie pozwoliła mi zachwycać się tam, gdzie powinnam. Bo Taj Mahal wielkim zabytkiem jest i każdy powinien go podziwiać.
Pierwsze spojrzenie
Sprowadzanie Indii do Taj Mahal wydaje mi się potwornym nieporozumieniem. Nie tylko dlatego, że jest spadkiem po rządach muzułmańskich najeźdźców. Przede wszystkim z powodu różnorodności i bogactwa historycznego, religijnego i kulturowego dziedzictwa Indii, które nie dadzą się zamknąć w jednej ikonie.
Gdy jednak promienie wschodzącego zaczęły odbijać się od fasady, w końcu uległam czarowi tego miejsca. Ale mauzoleum Mutaz Mahal stawiam w jednym rzędzie z Czerwonym Fortem po drugiej stronie Jamuny, Wielkim Meczetem i pałacem w pobliskim Fatehpur Sikri, ze świątyniami w Kadjuraho, a także z Meczetem Piątkowym w Delhi.