Koniec długiego dnia. Wyszłam spod prysznica i wreszcie mogłam się położyć. Musiałam wykonać tylko jedną prostą czynność: wyłączyć światło. Moja koleżanka od dawna smacznie spała. Jak zwykle, zostawiła w pokoju jedną włączoną lampę, tym razem była to słaba jarzeniówka pod sufitem. Westchnęłam ciężko, bo doświadczenie z poprzednich hoteli uczyło, że znalezienie właściwego wyłącznika zajmie mi chwilę. Dłuższą chwilę.
W przedpokoju wyłączników było osiem, więc na moją, czyli europejską logikę siedem powinno być wyłączonych, a jeden włączony, ale proporcje wynosiły trzy do pięciu. Nie pozostało mi nic innego, jak próbować wszystkich po kolei. Niektóre nie włączyły ani nie wyłączyły niczego, pozostałymi zapaliłam większość dostępnych lamp. Cholerna jarzeniówka wciąż świeciła.
Po mojej stronie łóżka wyłączników było sześć, trzy do trzech. Znów po kolei zapaliłam i zgasiłam wszystkie lampy. Z jednym wyjątkiem. Jarzeniówka świeciła triumfalnie.
Popatrzyłam tęsknie na wyłączniki po drugiej stronie łóżka. Droga do nich wiodła przez wąski przejście zatarasowane dużym plecakiem i dwiema parami butów. Skoro ona śpi, to może ja też zasnę przy świetle? Wykluczone. Jakimś cudem udało mi się przeskoczyć przez plecak, nie lądując na głowie współspaczki i nie przyprawiając jej o zawał. Drugi wyłącznik okazał się właściwy. Dlaczego, u diabła, nie mogli go też umieścić po mojej stronie łóżka?
Zasypiając, pomyślałam, że jutro, w nowym hotelu zabawa powtórzy się od nowa.
W styczniu bez klimatyzacji można się doskonale obyć , więc wchodząc do pokoju, nie sprawdzaliśmy, czy działa. Ale zacytuję – z pamięci, więc zapewne niedokładnie – jeden z moich ulubionych fragmentów książki Alfabet zakochanego w Indiach Jean-Claude Carrière’a: Wynajmując pokój w hotelu, autor pyta:
– Macie klimatyzację?
– Tak, proszę pana.
Może wcześniejsze doświadczenia, a może wyraz twarzy rozmówcy wzbudził jego podejrzenia, więc zapytał ponownie.
– Na pewno jest klimatyzacja?
-Tak, proszę pana.
Wchodzi do pokoju. Klimatyzacja rzeczywiście jest, ale …. nie działa. Zrezygnowany schodzi do recepcji.
– Klimatyzacja nie działa.
– Nie, proszę pana.
Mogę sobie wyobrazić – to już mój komentarz – niewinną minę chłopca z recepcji. Gość nie pytał wszak, czy klimatyzacja działa, tylko czy jest.
Bardzo porządna toaleta w restauracji w Varanasi. Tylko nie ma się jak zamknąć. Muszlę od drzwi dzielą co najmniej dwa metry, więc wariant łapania za klamkę od środka, kiedy ktoś złapie ją z zewnątrz, też odpada.
Nagle przypominam sobie, że kiedy ja złapałam klamkę z zewnątrz, drzwi były zamknięte od środka. W końcu znajduję zasuwę nad swoją głową, czyli na wysokości dwóch metrów.