W osiemdziesiąt pociągów dookoła Indii

Turystę, który myśli, że w Indiach kupi miejscówkę na pociąg godzinę przed odjazdem pociągu, czeka gorzkie rozczarowanie. Nie kupi jej też poprzedniego dnia. W Indiach miejscówek się w ogóle się nie kupuje, tylko się je zdobywa, a zawodnicy stają w szranki z trzymiesięcznym wyprzedzeniem. Jeśli więc ktoś wybiera się do Indii z zamiarem przemieszczania się po tym kraju pociągami, to zdecydowanie powinien sięgnąć po książkę Monishy Rajesh W osiemdziesiąt pociągów dookoła Indii. Nieświadomy czekających na niego pułapek turysta może się bowiem przekonać, że zamiast objechać Indie dookoła będzie mógł się obrócić dookoła własnej osi na pierwszym dworcu.

  • Pociągi w Indiach przewożą codziennie 20 milionów ludzi
  • Łączna długość tras kolejowych: 64 000 km
  • Najdłuższa trasa Indian Railways – z Kanjakumari do Dżammu:  3 715 km, 606 stacji, 71 godzin jazdy ekspresem
  • Najszybszymi pociągami są ekspresy Shatabdi (Bhopal Shatabdi jeździ z przeciętną prędkością 93 km/h, a maksymalnie rozwija prędkość 160 km/h), lecz szybciej podróżuje się ekspresami Duronto, które nigdzie się po drodze nie zatrzymują.

 

  • AC 2-Tier/ AC 3-Tier – wagon klimatyzowany z dwoma lub trzema kuszetkami w pionie
  • SL – wagon sypialny bez klimatyzacji, z trzema kuszetkami w pionie
  • CC – wagon z rzędami pojedynczych foteli, bez przedziałów

 

Młoda, brytyjska dziennikarka hinduskiego pochodzenia postanawia wybrać się do kraju, z którego przed laty wyemigrowali jej rodzice i objechać go osiemdziesięcioma pociągami. Tytuł książki w oczywisty sposób nawiązuje do powieści Juliusza Verne’a W osiemdziesiąt dni dookoła świata. Monikę Rajesh zainspirowała co prawda informacja, że sieć linii lotniczych obejmuje już osiemdziesiąt miast indyjskich, uznała jednak, że kolej jest znacznie ciekawszym środkiem transportu.

Podróżowaliśmy dopiero niecały tydzień, a ja już zaczynałam się tu czuć jak w domu. Napatrzywszy się do syta na ocean, skończyłam obgryzać udko, następnie rozejrzałam się czy nikt nie patrzy, i dyskretnie wyrzuciłam resztki do wody. Traciłam wpojone mi w prywatnej szkole maniery. Było tylko kwestią czasu, zanim plucie i załatwianie się w miejscach publicznych stanie się normą.

Hol dworca w Varanasi nocą

Na początku książki czytelnik znajduje mapkę, na których zaznaczonych jest osiemdziesiąt  miast, w których Monikę Rajesh zaczyna kolejne etapy podróży. Po wstępnej analizie łapię się za głowę, bo autorka rzuca się po Indiach jak pijany zając: Z Ćennaju (dawniej Madras) jedzie na południowy cypel Indii, stamtąd rwie na północ wzdłuż zachodniego wybrzeża, siódmym pociągiem dociera do Delhi, by stamtąd niezwłocznie wrócić na południe do Kotajam…. Z mapki wynika również, że Monisha Rajesh chętnie będzie wracała na zachodnie wybrzeże, zwłaszcza w rejon Mumbaju (d. Bombaju) i do stanu Gudżarat, że dwukrotnie jeszcze zawinie do Ćennaju, kilkakrotnie do Delhi, a tymczasem północno-wschodnią, wschodnią i centralną część kraju potraktuje nieco po macoszemu. Z Pjendjabu nie pojedzie do sąsiedniego Kaszmiru, tylko wróci do Delhi, a do  północnego krańca linii kolejowej w Udhampurze  dotrze osiem pociągów później.

Lektura książki wyjaśnia wszystkie te zagadki i niekonsekwencje. Wybór tras przejazdu podyktowany jest w dużej mierze dostępnością miejscówek i kuszetek. Monisha Rajesh wie, że w Indiach działanie według z góry założonego planu z góry skazane jest na niepowodzenie,  więc w dużej mierze improwizuje, zdaje się na łut szczęścia i dobry humor urzędników, którzy władni są wydać (lub nie wydać) pożądane bilety.

Od samego początku naszym planem było nie mieć planu. Chcieliśmy uniknąć ciągłego zmagania się ze zorganizowanym chaosem, jaki panuje w tym państwie. Łatwiej było wziąć głęboki oddech i płynąć z prądem.

Dworzec w Jaipurze przed świtem

Raz nagła zmiana trasy spowodowana jest kłótnią i rozstaniem z kompanem podróży, norweskim fotografem Passeparoutem (odwrót z Punjabu do Delhi), a raz Monisha postanawia „wyskoczyć” z Delhi do Ćennaju, by zostawić u znajomych stertę książek. „Wyskoczyć” oznacza w tym wypadku … 2176 km  i 28 godzin jazdy ekspresem w jedną stronę. To, że mniej podróżuje po wschodniej części kraju, wynika ze słabszej urbanizacji tej części Indii i – co za tym idzie – rzadszej sieci kolejowej.

Rozległ się narastający stukot kół i naszym oczom ukazał się pociąg numer 20. Tłum spiął się w oczekiwaniu, jak grupa biegaczy nasłuchujących wystrzału pistoletu startowego. Zanim dziób lokomotywy zrównał się z peronem, a pisk hamulców i zgrzyt metalu stał się ogłuszający, w drzwiach wagonu pojawiły się wąsy i przepocone koszule z poliestru. Było ich coraz więcej, Aż nagle zaczęły wysypywać się na peron. Zanim pociąg się zatrzymał, hordy mężczyzn runęły na nas z siłą monsunu. Jednocześnie tłum za nami zaczął napierać w drugą stronę. Ludzie sięgali ponad naszymi głowami, żeby chwycić drzwi  wagonu i dostać się do środka. Plaster melonowca wypadł mi z ręki i ześlizgnął się po nodze. Niemal sprasowani na płasko w tej masie teczek, prześmierdłych pach i mokrej skóry, wypluwając włosy o smaku oleju kokosowego, zdołaliśmy wepchnąć się do środka.

Monisha Rajesh jeździ wszystkimi typami pociągów: ekspresami i lokalnymi pociągami osobowymi, pociągami podmiejskimi w Mombaju (co, jak twierdzi, jest wyczynem heroicznym, na który nie każdy Hindus się zdobędzie), luksusowymi składami turystycznymi i zabytkową kolejką wąskotorową. Z Mumbaju do Delhi jedzie Indian Maharaja-Deccan Odyseey  – „pięciogwiazdkowym wycieczkowcem na kołach” (telewizory z płaskim ekranem, bicze wodne pod prysznicem, sala do ćwiczeń i pokój do masażu plus kamerdynerzy); pociąg zabiera turystów do grot w Adjancie i Elurze, do Udaipuru, Jaipuru i, oczywiście Taj Mahal.  Zwiedzając świątynie południowych Indii Rajesh korzysta z lokalnych linii osobowych.  Choć jej celem nie jest zwiedzenie całego kraju, dociera do czterech krańców sieci kolejowej: południowego (Kanjakumari), zachodniego (Dwarka – który, jak się potem okazuje, krańcem zachodnim nie jest), północnego (Udhampur) i wschodniego (Ledo).

Tradycyjnie zapytałam trzy różne osoby, o której odjeżdża pociąg. Pierwsze dwie niemal zawsze udzielały sprzecznych wskazówek. Jeśli więc kolejna mówiła coś, co choćby w przybliżeniu pokrywało się  z którąś wcześniejszych odpowiedzi, tę informację uznawałam za możliwie najbardziej wiarygodną.

Czteromiesięczna podróż owocuje niezliczonymi spotkaniami z hinduskimi współpasażerami, masą mniej lub bardziej przyjemnych przygód i zdobyciem wielu bezcennych doświadczeń. No i dobrze napisaną książką – lekturą lekką, ale pouczającą.

Wsunęłam pod głowę bluzę z polaru i starała się ignorować parę czułków kiwających do mnie zza kratki nawiewu klimatyzacji. Po zaledwie dwóch tygodniach od przyjazdu do Indii przyjęłam zasadę, by niczemu w tym kraju nie przyglądać się zbyt wnikliwie. Gdybym tak robiła, nigdy bym nie tknęła jedzenia, nie napiła się wody ani nie skorzystała z toalety; nie mogłabym oddychać powietrzem z klimatyzacji ani przykryć się kocami. Wierna własnej zasadzie, zamknęłam oczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *