Z CZARNOGÓRY DO CHORWACJI

Przejazd autokarem z Kotoru do Dubrownika (nieco ponad 90 km) ma trwać około dwóch i pół godziny. Trwa niemal dwa razy dłużej – najpierw utykamy w gigantycznym korku, jeszcze w Czarnogórze, a potem dwie godziny stoimy na granicy. Zarówno Czarnogórcy, jak i Chorwaci każą wysiadać z autokaru (a potem nawet nie chce im się wbić stempelków do paszportu). Pierwsza kontrola przebiega sprawnie, ale na chorwacką czekamy w sznurku samochodów osobowych i – co gorsza – za innym autokarem. Moja frustracja rośnie z każdym kwadransem. Po pierwsze tracę nadzieję na to, że tego samego dnia zdążę zwiedzić Dubrownik. Po drugie, to jest pierwsza z ośmiu granic, które mam przekroczyć w ciągu dwóch tygodni. Pocieszam się, że to jednak zewnętrzna granica Unii, więc na innych powinno iść szybciej…

W drodze rozmawiam z młodą Japonką, która – jak na Japonkę przystało – tempo ma dużo większe niż ja. Wcześniej zwiedzała Europę Zachodnią. Tym razem w ciągu ośmiu dni zwiedza Wiedeń, Bratysławę, Budapeszt, Kotor, Dubrownik, Split plus jeden z chorwackich parków narodowych. Znajduje też czas na trekking w Czarnogórze, więc w drodze do Dubrownika skarży się na zakwasy.

 

Po przyjeździe do Dubrownika odkrywam, że środek transportu w dużym stopniu ma przemożny wpływ na wyniesione z kraju doświadczenia. Znajomi, świeżo po powrocie z samochodowego wyjazdu do Chorwacji, ostrzegali przed horrrrrendalnymi cenami w Chorwacji w ogóle, a w Dubrowniku w szczególności. Ja wysiadam z autokaru na dworcu i zatrzymuję się na (zarezerwowanej wcześniej) kwaterze naprzeciw, ok. 3 km od starówki. Wygodne rozwiązanie, kiedy przyjeżdża się na jedną noc. Czekając na właścicielkę w knajpce na dole, przeglądam kartę i odkrywam, że ceny są przyzwoite. Potem zjadam olbrzymią, pyszną pizzę za 49 kun (niespełna 30 zł).

Na starówkę w Dubrowniku docieram w końcu trzy godziny przed zmrokiem – wystarcza mi więc czasu na wizytę w dwóch klasztorach, franciszkańskim i dominikańskim , spacer po uliczkach i spacer po murach (wstęp do 19.00), choć w tym ostatnim wypadku należałoby raczej mówić o pielgrzymce. Mimo wysokiej ceny biletów (150 kun, czyli 90 zł) na murach są tłumy, więc poruszamy się zwartym szykiem bojowym, wyłamując się z niego czasami w celu pstryknięcia kolejnej fotki. Obowiązuje ruch jednostronny. Na mury wchodzę po 18.00, kiedy słońce nie jest już tak ostre – w południowym  skwarze musi być tu piekielnie gorąco.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *