Jest piękny. Wysmukły, lekki i elegancki. Ma idealne proporcje. Ale patrząc na niego, nie mogę zapomnieć, że dwadzieścia lat temu tego mostu nie było. Choć most w Mostarze, bo o nim tu oczywiście mowa, został zbudowany w 1566 roku.
Dystans ze Splitu do Mostaru wynosi niespełna 170 km. W Internecie czytam, że autokary pokonują go w trzy i pół godziny. Kierowca mówi: „cztery i pół – pięć i pół”. Docieramy na miejsce po… siedmiu. Winne są korki w Chorwacji i półtoragodzinne oczekiwanie na granicy. A i tak omijamy kilkusetmetrową kolejkę samochodów osobowych.
Po przekroczeniu granicy robi się biedniej, zgrzebniej, ale też bardziej autentycznie. Jakbym wydostała się z wydmuszki spreparowanej w Czarnogórze i Chorwacji na użytek turystów i znalazła się w realnym świecie. Mostar na pierwszy rzut oka wygląda jak senne galicyjskie miasteczko. Ale to pozory – centrum kipi życiem. Wreszcie po raz pierwszy widzę „nowy stary most”, a na nim tłumy turystów. Jestem urzeczona, ale jednocześnie nie mogę odsunąć od siebie natrętnych obrazów.
Wojna w Bośni trwała od 1992 do 1995 roku. Jej najbardziej haniebną odsłoną była masakra w Srebrenicy. Zburzenie mostu w 1993 roku stało się metaforą konfliktu. Burzenia mostów, które przez wieki wznosiły się w ponad podziałami etnicznymi, religijnymi i kulturowymi. W ciągu kilku stuleci, pod panowaniem tureckim, bośniaccy muzułmanie, Chorwaci – katolicy i prawosławni Serbowie żyli zgodnie obok siebie. Nawiasem mówiąc, bośniaccy muzułmanie są Słowianami, których przodkowie – za czasów panowania tureckiego – przeszli na islam. Upadek imperium osmańskiego na początku XX wieku spowodował powstanie na Bałkanach napięć, których nie rozładowały ani dwie wojny bałkańskie z początku XX wieku, ani dwie wojny światowe. System komunistyczny jedynie je zamroził. Gdy upadł, na Bałkanach zawrzało.
Odbudowa mostu, w dużej mierze z oryginalnych elementów, trwała pięć lat i zakończyła się w 2004 roku. „Nowy stary most” ma być symbolem powrotu regionu i jego mieszkańców do normalnego życia. Historia uczy, że różnorodność etniczna, religijna i kulturowa jest bogactwem Bałkanów, ale też ich przekleństwem.