Brzmi dumnie. Wygląda trochę gorzej. Okazuje się też niezbyt wygodny i …. mało ekspresowy. Zatrzymuje się, gdzie kto chce. Na szczęście mało kto chce (w ogóle do niego wsiąść). „Bałkański Ekspres” jedzie z Sarajewa do Podgoricy i dalej do Herzeg Novi w Czarnogórze przy granicy z Chorwacją. Ja zmierzam do Podgoricy. W Internecie znajduję informację, że autobus jedzie siedem do dziewięciu godzin. Biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia, powinnam przynajmniej dolną wartość pomnożyć przez dwa. Ale – tu pierwsza tego dnia niespodzianka – kierowca mówi, że podróż potrwa sześć i pół godziny. Myślę sobie – znów biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia – że wszyscy kierowcy autobusów na Bałkanach powinni odpowiadać na to pytanie „Jak Bóg da”. Ten jednak – i to jest druga tego dnia mila niespodzianka – dotrzymuje słowa. Do Podgoricy przyjeżdżamy hiperpunktualnie. Na tej trasie nie ma korków, a przejście graniczne w Scepan Polje nie jest oblegane przez turystów. Wygląda zresztą tak biednie, że aż żałośnie.
Trasa z Sarajewa do Podgoricy
Zamykam więc pierwszą, większą pętlę w Podgoricy, do której przyleciałam dziesięć dni temu. Wtedy prosto z lotniska pojechałam na dworzec autobusowy, teraz zatrzymuję się na noc. Nie ma bezpośrednich autobusów z Sarajewa do Tirany, znajduje opcję z przesiadką w Podgoricy, na którą miałabym 15 minut. Mission impossible. Zatrzymuję się więc na noc w Podgoricy z przyczyn czysto praktycznych – miasto nie ma opinii atrakcyjnego turystycznie. Turystów nie ma tu zbyt wielu, a kiedy w restauracji czy w sklepie odzywam się po angielsku w oczach (młodych) ludzi widzę panikę. Hotel mam blisko dworca w sympatycznej, nowej dzielnicy, ale dojście do niego z podręczną walizką okazuje się uciążliwe – chodników albo w ogóle nie ma, albo istnieją w postaci szczątkowej (w centrum miasta!), a samochody pędzą po wąskich uliczkach.
Po obiedzie idę jednak na spacer na stare miasto. „Stare miasto” kojarzy nam się z brukowanymi uliczkami, mniej lub bardziej odrestaurowanymi zabytkami, kafejkami i restauracjami czekającymi na turystów. Zapomnijcie o tym w Podgoricy. Ta część miasta jest niewątpliwie stara, ale straszliwie zaniedbana. Kiedy wspominam Kotor, trudno mi uwierzyć, że to ten sam kraj. Zapada zmrok, nie widzę latarni, zaraz padnie mi bateria w telefonie. Wycofuję się, nie znalazłszy niczego ciekawego poza jednym meczetem i kilkoma niebrzydkimi domami.
Stare miasto w Podgoricy