LIANY, ORCHIDEE, CYNAMON I HERBATA

Tuż po przyjeździe do Kandy pewien gadatliwy i przedsiębiorczy kierowca tuk-tuka najpierw zjednał nas sobie oferując niską cenę za podwózkę do hotelu, a chwilę później namówił nas na wycieczkę po Kandy i okolicy, chwaląc się zeszytem z rekomendacjami od klientów (tak!!!), również po polsku. Następnego dnia o omówionej poprze przysłał pod hotel kumpla – podwykonawcę. Sam zapewne w międzyczasie złowił już kolejnych klientów. Pierwszego dnia zabrał nas do punktu widokowego (fajny), pod statuę Buddy (można sobie darować) i podwiózł pod Świątynię Zęba Buddy. Drugiego zwiedzamy ogród botaniczny, rezerwat lasu tropikalnego Udawatta Kele Sanctuary, ogród ziół i przypraw oraz  fabrykę herbaty oddaloną od Kandy o kilkanaście kilometrów (koszt wycieczki: 2500 rupii bez biletów wstępu).

 

Fabryka herbaty jest mało fotogeniczna…

W fabryce herbaty dowiadujemy się, że czarną, zieloną i białą herbatę produkuje się z tych samych roślin (!!!), inny jest tylko proces produkcji. Herbata czerwona natomiast produkowana jest ze szczepów uprawianych w Afryce Południowej. W fabryce, którą zwiedzamy , produkuje się herbatę czarną – z 5000 kilogramów liści powstaje 1000 kilogramów gotowego produktu. Liście są najpierw  suszone (do suszenia drewna używa się starej maszyny, opalanej drewnem – w tej części fabryki jest upiornie gorąco), potem poddawane procesowi fermentacji, następnie rozdrabniane i selekcjonowane. Z drobniejszych elementów powstaje lepszy, mocniejszy  gatunek herbaty, z większych – słabszy, a z miału – najgorszy, „śmieciowy sort” (i tu przypomina mi się dzieciństwo w PRL-u). Najmocniejsze  herbaty sprzedawane są jako „breakfast tea”, zaleca się picie ich z mlekiem. Na zakończenie prezentacji zostajemy poczęstowane filiżanką pysznej herbaty  (ale na Sri Lance herbata nawet w najtańszym barze smakuje wybornie, w przeciwieństwie do kawy, która na ogół smakuje podle, a czasem jest serwowana z cukrem i – nawet jeśli na co dzień słodzicie kawę – smakuje jak ulepek).  Zwiedzanie jest bezpłatne, napiwki mile widziane, a na końcu goście mają dokonać zakupów.  Zostawiamy napiwek, herbat nie kupujemy, bo drogo, a zresztą przed nami jeszcze długa droga. W ogrodzie ziół i przypraw podobnie: oprowadzenie jest bezpłatne, ale nasz przewodnik (który przedstawił się jako naukowiec z uniwersytetu) jest bardzo rozczarowany, że niczego nie kupujemy ( drogo, a przed nami jeszcze długa droga). Przyjmuje nasze przeprosiny i 1000 rupii za stracony czas.

 

Różnimy się w ocenie Ogrodu Botanicznego (położony 5 km od centrum) – ja jestem zachwycona, po półtorej godzinie wychodzę z żalem. Aga kręci nosem, że nic specjalnego, zwłaszcza za tę cenę (rzeczywiście tanio nie jest – 1500 rupii). Udawatta Kele Sanctuary  to rezerwat lasu tropikalnego, objęty ochroną już w 1856 roku (rezerwat od 1938). Żyją tu miedzy innymi kameleony, węże, różne gatunki ptaków i motyli, rosną liany – niektóre liczą nawet 300 lat. Rezerwat nieco nas rozczarowuje (szlak jest dość monotonny, a poza małpami i ptakami nie udało nam się wypatrzeć żadnych zwierząt), ale polecam go jako przyjemne miejsce na spacer w upale (660 rupii, blisko centrum).