Kiedy w Polsce trwa jeszcze pasterka, my już wstajemy. O 5.30 samochód terenowy zabiera nas do Parku Narodowego Równin Hortona. Jego głównym walorem jest las mglisty, który zasysa wodę z gromadzących się nad nim chmur. Dodatkowym walorem są …… dwa Końce Świata. Park Równin Hortona nie jest atrakcją dla śpiochów – żeby je zobaczyć, trzeba być w parku o świcie, zanim opadną mgły.
Jazda z Nuwara Elija trwa godzinę, jeśli nie ma korków. Tego dnia jednak jest korek, do którego się przyczyniamy – do parku sunie sznurek dżipów, pełen turystów spragnionych widoku lasu mglistego i widoku dwóch Końców Świata. Większość z nich to sami Lankijczycy. Ich wstęp nie trzepie po kieszeni, kosztuje zaledwie 60 rupii, my płacimy po 2700 od osoby, 250 za wjazd samochodu, 60 za naszego lankijskiego kierowcę, 1440 „kosztów obsługi” i 1070 podatku VAT. W sumie 8200 rupii plus 4000 za transport, czyli 6100 rupii na głowę (134 zł). Przy większej ilości osób w dżipie koszty się obniżają.
Park najpiękniej wygląda o świcie, gdy jeszcze unoszą się mgły i krajobraz, skąpany w bladym świetle wschodzącego słońca, wyłania się z mroku w pastelowych kolorach. Kierujemy się w stronę Wodospadu Bakera, który nie rzuca nas na kolana. Dalej szlak pnie się łagodnie w górę w stronę Końca Świata. Jest wciąż pięknie, ale – wybaczcie, rzadko mnie nachodzą takie refleksje – nie tak pięknie jak w polskich Tatrach, Pieninach czy Bieszczadach, za widok których nie każemy cudzoziemcom płacić grubych zwitków banknotów. Dopiero Koniec Świata robi na mnie wrażenie, choć nie tak wielkie, jak Mały Koniec Świata, do którego docieramy na końcu. Tu zaczynają się już ponownie zbierać mgły…. Zamykamy pętelkę po trzech godzinach z okładem. Do parku wciąż sunie sznur dżipów, ale my zdecydowanie polecamy Park Równin Hortona o świcie.
Po wyjeździe z parku, w przydrożnym barze, pijemy świąteczną kawę. Niewiele ma wspólnego – a właściwie nic – z kawą przy świątecznym stole. Coś za coś…