- Jeśli planujecie podróż pociągiem, spróbujcie kupić bilety od razu po przyjeździe do Kolombo. Jeśli nie będzie, jest dodatkowa pula dostępna przed odjazdem pociągu, ale nie liczcie na miejsce siedzące… W czasie, gdy na Sri Lance trwają wakacje lub ferie szkolne (na przykład w drugiej połowie grudnia) podróż pociągiem może okazać się hardcorowym przeżyciem nawet dla tych, którzy pamiętają zatłoczone pociągi z czasów PRL-u.
- Autobusy są szybszym i bardziej komfortowym środkiem transportu, ale też bywają zatłoczone. Są nieco droższe niż pociągi, ale i tak bardzo tanie jak na naszą kieszeń.
- Jak będziecie mieli całkiem dosyć tłoku w transporcie publicznym, to możecie rozważyć opcję przejazdu do kolejnego miasta na trasie taksówką, do waszego wyłącznego użytku (private) lub z innymi turystami (shared), przy czym nie musicie szukać współtowarzyszy podróży – zadba o to przewoźnik. Cena tego drugiego wariantu jest porównywalna z ceną ekspresu w Polsce. Nasze doświadczenia z shared taxi w drodze do Mirissy nie były zachęcające, ale byłabym gotowa zaryzykować raz jeszcze.
- Nasi gospodarze i tuk tukarze w różnych miastach wykazywali znaczną troskę o to, czy mamy przy sobie stosowny przyodziewek. Pytali o to także wtedy, kiedy miałyśmy na sobie t-shirty i długie spodnie. Nosiłyśmy więc ze sobą jeszcze chusty, ale do dzisiaj nie wiemy, o co im chodziło. W świątyniach spotykałyśmy kobiety, które, w przeciwieństwie do nas, było mocno roznegliżowane. Nikt ich nie wypraszał ani nie zwracał im uwagi.
- Na pytanie, czy danie jest ostre, Lankijczyk nigdy nie odpowie twierdząco, bo dla niego ostre nie jest. Jeśli odpowiada a little spicy, to w dowolnym tłumaczeniu znaczy, że jest diabelnie ostre. Przyznaje to również Aga, która, w przeciwieństwie do mnie, lubi pikantną kuchnię. Jeśli na to samo pytanie odpowiada przecząco, to znaczy, że ostre, ale nie wypala gęby. W restauracjach i miejscowościach nastawionych na obsługę zachodnich turystów dania są z reguły łagodniejsze. W barach szybkiej obsługi, w których stołują się Lankijczycy, jedzenie jest tanie, smaczne i zawsze bardzo ostre. Jadłyśmy w nich kilkakrotnie i nie zaliczyłyśmy żadnego zatrucia. Nie jadłyśmy w lokalach, które wyglądały niechlujnie.
Kottu roti – pocięte placki roti z warzywami i mięsem
- Sri Lanka nie jest miejscem dla smakoszy kawy i osób od tejże uzależnionych. Możliwości są trzy: 1) Pić to, co Lankijczycy nazywają kawą, a co w lepszym przypadku jest napojem mlecznym o smaku kawowym, a w gorszym podejrzanie wyglądającą cieczą, której nie da się pić. 2) Zabrać ze sobą z Polski kawę, grzałkę i przejściówkę. W tanich hotelach i pensjonatach czajnik w pokoju trafia się rzadko. 3) Potraktować wyjazd jak odwyk i pić herbatę. Wszędzie smakuje doskonale.
- Jak na byłych poddanych brytyjskiej królowej, Lankijczycy dość słabo mówią po angielsku (choć oczywiście zdarzają się wyjątki). Na ogół znają tylko podstawy, które pozwalają im się porozumieć z klientami w podstawowym zakresie. Umieszczając w karcie menu po angielsku czy tablice informacyjne w tym języku nie zadają sobie trudu, żeby choćby sprawdzić w internecie pisownię. Błędy bywają czasami zabawne – jak choćby czarna kawa z mlekiem…
- Wstępy są drogie. W sumie wydałyśmy na nie równowartość 150 USD na głowę, z czego ponad połowę pochłonęły trzy najdroższe: Anuradhapura i Polonnaruwa (po 25 USD) oraz Sigiriya (30 USD). Pozostałe wstępy były tańsze i uiszczałyśmy je w rupiach.
- Transport jest tani. Na autobusy, pociągi, taksówkę do Mirissy, dżipa do Parku Równin Hortona i niezliczoną ilość tuk tuków wydałyśmy po 105 dolarów.
- Na jedzenie i napoje wydawałyśmy średnio równowartość 7 dolarów dziennie. Ceny naszych obiadów były jednak bardzo zróżnicowane i zależały od tego, czy jadłyśmy w barze lub restauracji, w której stołują się Lankijczycy (od 150 rupii), czy w restauracji nastawionej na obsługę zachodnich turystów (tu trzeba nierzadko liczyć minimum 800 – 1000 rupii, choć są też dania dużo droższe). Dla tych drugich często nie było alternatywy, zwłaszcza w rejonie górskim (Nuwara Elija, Ella) i nad morzem (Mirissa, Galle). Zdecydowanie taniej jest w Kolombo i Trójkącie Kulturalnym (Anuradhapura, Dambulla, Kandy).
Bardzo interesujące, dobrze się czyta.
Dziękuję 🙂 Zapraszam.