BEZPIECZEŃSTWO
Czy w Uzbekistanie jest bezpiecznie? Po odbyciu jedenastodniowej, samotnej podróży po kraju twierdzę, że zdecydowanie tak. Kraj, w którym na każdym niemal rogu stoi policja, nie jest najfajniejszym miejscem do mieszkania, ale bezpiecznym dla turystów. Nastawienie władz sprawia, że jest także wobec turystów przyjazny. Istnieje nawet … policja turystyczna. To nie żart! Widać ją na każdym kroku (ciemnozielone mundury, charakterystyczne białe budki , często puste), a zadaniem jej jest pomagać turystom. Teoretycznie policjanci z tej formacji znają nawet angielski. W praktyce bywa z tym kiepsko, po rosyjsku też nie zawsze są w stanie udzielić prostej informacji, ale są życzliwi.
WIZA. OBOWIĄZEK MELDUNKOWY. „PROPISKA”
W 2019 roku władze Uzbekistanu zniosły obowiązek wizowy dla 45 krajów, w tym Polski. Nie zniosły natomiast obowiązku meldunkowego. Teoretycznie, obowiązku tego ma obowiązek dokonać każdy hotel. W praktyce, jeśli zatrzymujemy się w tańszych hotelach, lepiej upewnić się, czy właściciel/manager zarejestruje nas w urzędzie i wyda nam stosowne zaświadczenie – tzn. słynną „propiskę” (ros. прописка, ang. registration card). Trzeba go lub – częściej – ich (jeśli zatrzymujemy się w kilku hotelach) pilnować jak oka w głowie, gdyż zostaniemy o nie poproszeni przy wyjeździe z Uzbekistanu. Brak zaświadczeń meldunkowych grozi grzywną do 1000 USD. Zdarza się podobno, że turyści nie są o zaświadczenia proszeni, czasem funkcjonariusze sprawdzają je pobieżnie. Zdarza się jednak – tak było w moim przypadku – że zaświadczenia są sprawdzane niezwykle skrupulatnie. Miałam wszystkie z wyjątkiem jednego – jedną noc spędziłam w pociągu. Zgodnie z zaleceniami, zachowałam bilet – funkcjonariusz nie robił z tego powodu problemów. Problem mogą mieć natomiast osoby, które zatrzymują się w prywatnych domach lub zechcą spać pod gwiazdami. Będą musiały same zarejestrować się w urzędzie.
KOMUNIKACJA
Po angielsku można się porozumieć w niektórych hotelach. Im dalej od Taszkentu, tym trudniej. Poza nimi znajomość angielskiego należy do rzadkości. Kelnerzy i taksówkarze na ogół znają po angielsku kilka słów. Zdecydowanie łatwiej dogadać się po rosyjsku, albo swoistą mieszanką rosyjskiego i angielskiego.
KOLEJE są w miarę punktualne, w miarę czyste i tanie. Biletów nie kupuje się na dworcach, lecz w położonych obok nich budynkach. Przed wejściem na dworzec trzeba okazać ważny i bilet i paszport najpóźniej pół godziny przed odjazdem pociągu. Bilety można też kupić wcześniej w biurach podróży lub nawet zamówić w hotelu, oczywiście z marżą. Ja wybrałam tę ostatnią opcję – za komplet biletów na trasie Taszkent – Samarkanda – Buchara – Urgencz (koło Chiwy) – Taszkent, w tym najtańszą kuszetkę z Buchary do Urgenczu i wagon sypialny z Urgenczu do Taszkentu zapłaciłam (łącznie z marżą biura podróży) 91 USD. Wszystkie pociągi miały na oko komplet pasażerów (nie sprzedaje się biletów na miejsca stojące), więc w sezonie z zakupem biletu przed odjazdem może być problem. Jeśli podróżują trzy-cztery osoby opłacalne może się okazać wzięcie taksówki, choć ze względu na stan dróg i styl jazdy na dłuższych dystansach nie jest to ani komfortowy, ani bezpieczny środek lokomocji.
Pociągi nie dojeżdżają do Chiwy. Z Urgenczu do Chiwy można się dostać autobusem, trolejbusem lub taksówką. Trudniej dotrzeć do Szachrisabz – trzeba wziąć taksówkę z Samarkandy. Za kurs w dwie strony dla jednej osoby wynegocjowałam stawkę 250 000 UZS (ok. 27 USD), stawka za dwie osoby będzie nieco wyższa.
TAKSÓWKI są tanie – pod warunkiem jednak, że cenę ustalicie z góry i będziecie twardo negocjować. Taksówkarze liczą na to, że żółtodziób z zachodu przystanie na cenę 10 USD z lotniska do hotelu w centrum Taszkentu. Tymczasem lotnisko jest blisko centrum i cena nie powinna przekroczyć równowartości 2,5 – 3 USD. W Bucharze za kurs z dworca kolejowego do centrum facet żądał ode mnie 20 USD (standardowo kurs kosztuje 3,5 – 4,5 USD). Lepiej negocjować ceny w sumach – stawki w dolarach są zawyżane. Czasem trzeba jeszcze rozsądzić spór między taksówkarzami, którzy skaczą sobie do gardeł, bijąc się o klienta.
Taksówką w Uzbekistanie może być każdy pojazd, którego kierowca oferuje takie usługi – na lotnisku, dworcu, przed hotelem, czasem też na ulicy. Jeśli zamówimy taksówkę w hotelu, też przyjedzie nielegalna. Legalnych, żółtych taksówek jest niewiele – ja jechałam taką tylko raz. Powszechne jest też zatrzymywanie samochodów na drodze lub ulicy w mieście – jeśli kierunek mu pasuje, kierowca podwiezie nas za drobną opłatą. (Absolutnie nie należy oczekiwać, że podwiezie nas za darmo!) O tym, że ten środek lokomocji jest bezpieczny, także dla podróżujących samotnie kobiet, zapewniają wytrawni podróżnicy i podróżniczki, jak choćby Erika Fatland, autorka świetnych „Sowietstanów”.
STYL JAZDY. Gdybym nie byłą wcześniej w Gruzji i w Indiach, pewnie zeszłabym na zawał jadąc taksówką z Samarkandy do Szahrisabz. Uzbecy jeżdżą ostro, choć nie tak ostro jak Gruzini. W Gruzji miałam wrażenie, że każdy kierowca czyha na moje życie, Uzbecy natomiast zachowują się tak, jakby chcieli pieszego zepchnąć z drogi. Przesunąć, żeby im nie przeszkadzał. W bocznych uliczkach nie przepuszczą pieszego, co najwyżej go wyminą. Nie wiadomo tylko, z której strony….. Na ruchliwych ulicach w centrach miast przepuszczają pieszych na pasach (czego Gruzin nigdy nie zrobi), podjeżdżają szybko, ale mrugają światłami, że można przejść. Droga z Samarkandy do Shahrisabz – jedyna, którą jechałam poza miastem – jest w bardzo kiepskim stanie.
PIENIĄDZE I CENY
To już nie te czasy, kiedy gotówkę trzeba było nosić w reklamówkach – w obiegu są nominały o wartości dziesięciu tysięcy, pięćdziesięciu tysięcy i stu tysięcy sumów. Strasznie dużo zer. Przy większych kwotach byłam ostrożna, zdarzało mi się natomiast przy płaceniu za butelkę dużej wody mineralnej podać trzydzieści tysięcy UZS zamiast trzech tysięcy UZS, a babci klozetowej hojnie zapłacić dziesięć tysięcy zamiast tysiąca UZS (sklepikarz był uczciwy, babcia klozetowa była uczciwa inaczej, a ja pomyłkę uświadomiłam sobie płacąc chwilę później za coś innego).
Za hotele można płacić w dolarach (ale nie zawsze obsługa może w dolarach wydać resztę). Dolary przyjmują też taksówkarze. Uwaga! Wiele tanich hoteli nie przyjmuje w ogóle kart płatniczych bądź nie przyjmuje kart popularnych w Europie.
W Chiwie na bazarze sprzedawcy podają ceny w… euro. Miałam w portfelu cztery waluty (sumy, dolary, złotówki i jeszcze tureckie liry), ale akurat nie euro… Nie było jednak problemu, zapłaciłam dolarami.
Uzbekistan nie jest krajem przyjaznym osobom, które przyzwyczaiły się korzystać z kart płatniczych.. Bankomatów jest niewiele. A nawet jak są, to zazwyczaj nie działają.
Przykładowe ceny:
Mała butelka wody mineralnej – 1 500 – 2 000 UZS
Duża butelka wody mineralnej – 2 500 UZS
Herbata – 2 000 – 10 000 UZS
Kawa – 3 000-25 000 UZS. Uwaga! Może kosztować więcej niż obiad. (Przykładowo: kebab lawasz w barach w Samarkandzie: ok. 15 000 UZS. Kawa przy deptaku: 20 000 – 25 000 UZS). Czasem w karcie nie ma cen, albo są tylko ceny dań głównych.
Bilety wstępu – od 4 000 do 40 000 UZS (Registan w Samarkandzie). Większość kosztuje od 10 000 do 25 000 UZS.
TOALETY. Toalet jest dużo. Cena stała: 1 000 UZS. Najczęściej kucane. Z czystością jest różnie. Często nie ma papieru, czasem wody. W restauracjach umywalka jest najczęściej na zewnątrz. Toalety przy atrakcjach turystycznych są płatne, za to na dworcach kolejowych – nie.
KUCHNIA. Kuchnia uzbecka: dużo mięcha i dużo tłuszczu. Danie narodowe, płow, występujące w różnych lokalnych odmianach, składa się ryżu, mięsa (najczęściej baraniny), drobnych kawałków cebuli i marchwi, ewentualnie jeszcze rodzynków oraz –a może przede wszystkim – OLEJU. Jest dobrze doprawiony, ale jak dla mnie zdecydowanie zbyt tłusty. Drugim typowym lokalnym daniem są szaszłyki, świetnie przypieczone i doprawione, ale znów – strasznie tłuste.
Najbardziej smakował mi w Uzbekistanie suszony ser (chanskij kołbasnyj, czyli kiełbasiany ser chana), serwowany do śniadania i dodawany do uzbeckiej odmiany sałatki greckiej. Polecam znakomity kefir, delikatny w smaku. Mają tu też pyszne pomidory – dojrzałe w smaku, nie to co pomidory z naszych supermarketów. Sałatka z pomidorów, najczęściej z ogórkami, jest w każdej restauracji – nawet jeśli nie ma jej w karcie, to i tak można o nią poprosić. Z deserów pahlava, czyli bakława.
W tanich pensjonatach na śniadania podaje się na ogół trochę sera i wędliny (która może zachęcić do przejścia na wegetarianizm), a potem – na ciepło – jajka sadzone z kiełbaską (jak wyżej) albo smażonymi ziemniakami. Do tego owoce i ciasteczka. Poza Taszkentem nie spotkałam się ze szwedzkim bufetem – śniadania są porcjowane. Oczywiście w drogich hotelach jest inaczej.