TASZKENT: POSTSOWIECKIE KLIMATY

Podróżnicze szlaki na ogół wiodą z Polski do Uzbekistanu przez Stambuł, Moskwę czy Astanę (a raczej Nursułtan) do Taszkentu. Stolica Uzbekistanu raczej nie podnosi ciśnienia turystów, większość zatrzymuje się tam jednak po przyjeździe i/lub przed wyjazdem. Taszkent jest dość sennym, prowincjonalnym miastem. Dla kogoś kto, tak jak ja, spędził po drodze kilka godzin w Stambule, bardzo sennym i bardzo prowincjonalnym. A jednak interesująco nieinteresującym, bo pozbawionym centrum. Niemal doszczętnie zniszczony w czasie trzęsienia ziemi w 1966 roku, został odbudowany z ruin przez komunistyczne władze, które przy tej okazji wyprosiły w Moskwie budowę metra, pierwszego w Azji Centralnej.

 

Po przyjeździe wyruszyłam z hotelu koło stacji metra Kosmonavtlar do centrum. Przez centrum miasta rozumiem zatłoczoną i pełną zgiełku część, w której znajduje się dużo sklepów i lokali usługowych, kawiarnie, restauracje, kina, teatry, kluby itp. W Taszkencie widziałam pojedyncze sklepy i restauracje, w jednej z nich posiliłam się przed dalszą wędrówką, ale centrum nie znalazłam. Teoretycznie rozciąga się ono między Placem Amira Timura a Placem Mustakillik (czyli Niepodległości). Place są dość przestronne i dość okazałe, ale na tyle puste, że absolutnie nie czułam, że jestem w centrum. Nie nazwałabym centrum ulicy Sayilgoh, z niepojętych dla mnie powodów noszącej dumny przydomek Broadwayu. Jest to bowiem dość smętny deptak, przy którym stoją niezbyt imponujące budynki oraz liczne budki z napojami i fast foodem. Natknęłam się w Taszkencie na jedną ulicę, przy której na odcinku 100 – 150 metrów było nieco więcej sklepów i knajp – ulicę Amira Timura (nie mylić z placem Amira Timura) koło wieży telewizyjnej (metro Bodomzor). Kilka knajp można też znaleźć przy Sharof Rashidov Shoh ko’chasi między ulicami Afrosiyob i Ozbekiston, koło stacji metra Kosmonavtlar.

 

Metro samo w sobie jest atrakcją. Po pierwsze, niektóre stacje są naprawdę ładne. Po drugie, postsowiecka aura unosi się tu szczególnie silnie. Nie kupuje się biletów, lecz żetony. Nie sprzedaje ich automat, lecz pani w kasie. Stacje metra w Taszkencie to nawiasem mówiąc jedyne miejsca w Uzbekistanie, w których sumiennie wydaje się resztę – gdzie indziej drobnymi poniżej 500, a nawet 1000 UZS nikt nie zawraca sobie głowy. Dzięki temu – wskazówka dla kolekcjonerów – w taszkienckim metrze można zaopatrzyć się w praktycznie bezwartościowe banknoty o nominałach 200 UZS. Żetony wrzuca się do bramek, które nie działają (pozostają otwarte), więc druga pani pilnuje, czy pasażerowie są uczciwi. Żołnierz pilnujący bezpieczeństwa i zaglądający do toreb to już raczej znamię nowych czasów. System metra składa się z trzech linii: czerwonej, niebieskiej i zielonej (ale wagony każdej linii są niebieskie). Sieć metra nie jest gęsta, do wielu miejsc trzeba spory kawałek podejść albo podjechać okazją.

 

Taszkent nie może poszczycić się wieloma zabytkami. Najciekawsza wydała mi się położona w sąsiedztwie bazaru Czorsu medresa Kukeldasz, zbudowana w XVI wieku i nadal czynna, z pięknym, zadbanym dziedzińcem.  Tuż obok wznosi się najstarszy i największy w Taszkencie meczet – piętnastowieczny meczet Piątkowy, trzeci co do wielkości w całym Uzbekistanie (po Bibi Chanum w Smarkandzie i Po-i Kalon w Bucharze). Kilkaset metrów na północ od bazaru mieści się Kompleks Hazrati Imam: Meczet piątkowy Hazrati Imam (zbudowany w 2007 roku), szesnastowieczna medresa Mudżi Mubaraka (jest siedzibą muzeum, w którego zbiorach znajdują się zabytkowe księgi, głównie Koranu) i najciekawsza, również szesnastowieczna medresa Barak-chana. Turystyczną atrakcją jest też sam bazar Czorsu – jeden z najstarszych i największych w Azji Centralnej. Atmosfera trochę przypomina warszawski Stadionu Dziesięciolecia, ale kolorytu lokalnego nadają mu garkuchnie i nagabujący turystów cinkciarze. Ceny dużo niższe niż w sklepach, a kupić można wszystko, od owoców i warzyw począwszy, przez ciuchy i galanterię po artykuły przemysłowe. To kolejne miejsce, w których postsowiecka atmosfera unosi się szczególnie wyraziście.

 

Ostatniego dnia poszłam z hotelu na spacer do pobliskiego Parku Nawoiego. Według mojego przewodnika, wydanego kilka miesięcy temu (2019), mieszkańcy uwielbiają tu wypoczywać w restauracjach i kawiarniach położonych nad sztucznym jeziorem. Nieobecność mieszkańców można by wytłumaczyć porą – było przedpołudnie, dzień powszedni. Po sztucznym jeziorze pozostał jednak tylko pusty basen, po restauracjach i kawiarniach – nawet śladu. W innej części miasta, koło wieży telewizyjnej (nieczynnej – mała strata – miasto podziwiać można tylko zza szyb) udało mi się zwiedzić Biały Meczet (2014) i zjeść dobry obiad.

Na koniec obsrał mnie gołąb. Nie polubiłam Taszkentu, widocznie on mnie też nie.

 

Pomnik Płaczącej Matki na Placu Mustakillik został wzniesiony w hołdzie czterystu tysiącom żołnierzy uzbeckich poległych w czasie II wojny światowej i ich matkom. Twórcy wykorzystali motyw piety.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *