MALTA: JECHAĆ, NIE JECHAĆ?

Samolot podchodzi do lądowania. Wypalona i rozgrzana sierpniowym słońcem wysepka nie wygląda zbyt obiecująco. Hmmm…. Chwila wątpliwości.  Czy rzeczywiście tu chciałam wylądować? Skrawek ziemi na krańcach Europy, bardziej wysunięty na południe niż afrykański Tunis.  Swój urok i niezwykłość zawdzięcza wyspiarskiemu położeniu, urozmaiconej, poszarpanej linii brzegowej z licznymi zatoczkami i półwyspami. Położenie geopolityczne miało ogromy wpływ na długią i burzliwą historię, której świadkami są zachowane do naszych czasów megalityczne świątynie, średniowieczne i barokowe miasta, stare mury, wąskie uliczki, fortece i mury obronne, kamienice, pałace, katedry i kościoły. Malta może poszczycić się wieloma zabytkami, ale ma też coś cenniejszego niż pojedyncze zabytki: miasta, które zachowały układ urbanistyczny sprzed stuleci i ich niepowtarzalną atmosferę. Po Valletcie można włóczyć się bez końca, niestrudzenie pstrykając zdjęcia pięknych budowli, uliczek i charakterystycznych balkonów. Wędrówki po Mdinie i Rabacie będą krótsze z uwagi na mniejsze rozmiary starówek, ale –  przynajmniej  w przypadku Mdiny –  równie urocze. Także spacery po Trzech Miastach i Sliemie, widoki budynków położonych na brzegu zatok i miast leżących na przeciwległych brzegach dostarczają niezapomnianych wrażeń. Bo z Sliemy rozciąga się piękny widok na Vallettę, z Valletty na  Sengleę i Vittoriosę, z Senglei na Vittoriosę,  z Vittoriosy na Sengleę, a z nich obu na Vallettę…

Wniosek? Jechać!

 

Zwiedzałam Maltę w sierpniu, bo akurat wtedy mogłam wyjechać. Nie polecam. Temperatura oscylowała wokół 35 stopni w cieniu, nawet wieczór nie przynosił ulgi. Gdybym mogła wybrać, pojechałabym późną jesienią, gdy u nas leje, a tam zwykle i tak świeci słońce. Świeci, ale nie pali.

Wbrew temu, co wyczytałam przed wyjazdem, na Malcie autobusy jeździły zgodnie z rozkładem, nie stałam ciągle w korkach, do Błękitnej Groty nie płynęłam w sznurze łodzi, a bilet do Hypogeum Hal Saflieni kupiłam tydzień przed datą zwiedzania. Fakt, że nie był to zwykły sezon, ale sezon szalejącej na całym świecie pandemii. Ale i tak było pełno turystów. Strach pomyśleć, ilu jest ich tu zwykle w szczycie sezonu.

META

Dla osób, które wybierają się na Maltę, żeby zwiedzać, a nie plażować, najlepszym miejscem na znalezienie hotelu jest Valletta. Po pierwsze, najwięcej jest tu do zobaczenia – miasto szczyci się 320 zabytkami. Po drugie, jak na stolicę przystało, Valletta jest dobrze skomunikowana z resztą kraju. Do większości miejsc na wyspie dojedziecie autobusem w ciągu od 20 do 40 minut. Więcej czasu zajmie tylko dotarcie do przeprawy promowej na Gozo –  około półtorej godziny. Mieszkając w innych częściach wyspy, narazicie się na konieczność podróżowania z przesiadką.

TRANSPORT

Malta ma dobrze zorganizowany transport autobusowy. Głównymi węzłami komunikacyjnymi są Valletta i lotnisko. Z Valletty można dojechać bezpośrednio chyba wszędzie, ale może być tak, że z punktu A do punktu B, odległych od siebie o kilka – kilkanaście kilometrów, trzeba jechać z przesiadką na lotnisku i zajmie to …. półtorej godziny. Tak było, gdy chciałam dostać się z Marsaxlokk do Błękitnej Groty i świątyń Ħaġar Qim (które leżą już na jednej linii, bezpośredniej z Valletty, zresztą blisko siebie).  Można wykupić tygodniowy bilet na wszystkie linie autobusowe na Malcie i na Gozo za 21 euro (jednorazowe bilety kosztują od połowy czerwca do połowy października 2 euro, przez pozostałą część roku 1,5 euro). Bilet nie obowiązuje na przeprawach promowych (np. na Gozo, z Senglei i Sliemy do Valletty) Drogo? W tej cenie jest też dojazd na lotnisko, który w niektórych miastach europejskich kosztuje w obie strony 15 – 20 euro, a nawet więcej. Mnie inwestycja w bilet tygodniowy zwróciła się po trzech dniach intensywnego jeżdżenia i zwiedzania, więc polecam.

APROWIZACJA

Sklep każdy potrafi znaleźć… Otóż polecając wybór mety w Valletcie, muszę lojalnie uprzedzić, że znalezienie tu sklepu spożywczego nie jest łatwe, a znalezienie takiego, który akurat jest otwarty, graniczy z cudem. Gdy czwartego dnia zobaczyłam czynny warzywniak, pomyślałam, że to fatamorgana. Zazwyczaj są tylko spuszczone żaluzje, żadnej kartki z godzinami otwarcia. Próbowałam wieczorem i po południu o różnych godzinach. Pewnie sklepy czynne są rano, gdy porządni turyści zwiedzają. A w ogóle nie ma ich wiele (sklepów, turystów dokładnie odwrotnie) – wszak to „muzeum pod gołym niebem”. Coś za coś. Jeśli więc nie chcecie wszystkich posiłków jeść w restauracjach, zróbcie zakupy w sąsiednich miastach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *