MAŁY SZCZYT ADAMA, MOST DZIEWIĘCIU ŁUKÓW I WODOSPAD RAWANA

Ella jest małym, niezbyt ładnym miasteczkiem, całkowicie opanowanym przez zagranicznych turystów, którzy przybyli, żeby stąd iść na Mały Szczyt Adama, wspiąć się na Ella Rock, zobaczyć Most Dziewięciu Łuków i Wodospad Rawana, a także zwiedzić okoliczne fabryki i plantacje herbaty. Wzdłuż głównej ulicy ciągną się restauracje, a poziom wyżej – na skarpie – pensjonaty i kwatery prywatne. Gdy przyjeżdża pociąg, w miasteczku robi się koszmarny korek, wszyscy trąbią, powodując nieznośny hałas. Ceny jedzenia w sklepach są co najmniej dwa razy wyższe niż w innych miastach, knajpy co prawda gotują pod turystów, więc przyprawiają łagodniej, ale są drogie i kiepskie, wszystkie doliczają też 10% za (ślamazarną) obsługę. W pierwszej zamawiamy kawę, która wygląda dziwnie, a smakuje tak obrzydliwie, że pić się jej nie da. W drugiej, po półgodzinnym oczekiwaniu zamiast zamówionego ryżu z warzywami kelner przynosi mi makaron. W końcu dostaję suchy ryż ze skrawkami surowych warzyw…. Jedyny plus jest taki, że mam miejsce na deser, czyli curd z miodem. Curd to lankijska specjalność, rodzaj gęstego jogurtu (kroi się go jak zsiadłe mleko). Jest bardzo smaczny. Na rachunek czekamy kolejnych dwadzieścia minut. Drugiego dnia jemy u naszego gospodarza i tutaj trafiamy zdecydowanie lepiej, więc polecamy stylową restaurację Ella Village. Ceny dość wysokie, ale jedzenie pyszne. Kwatera zresztą – Aurora Holiday Bungalow – też jest fajna.

 

Żeby dojść na Mały Szczyt Adama (Little Adam’s Peak) udajemy się z Ella na wschód drogą B113. Po około dwóch kilometrach, w miejscu, gdzie przy szosie są stragany z napojami i pamiątkami, skręcamy w prawo. Polna droga wiedzie przez plantacje herbaty i jest ciekawa widokowo, ale sam Mały Szczyt Adama (docieramy nań po ok. 40 minutach od zejścia z szosy) nieco nas rozczarowuje.

 

Wracamy do drogi B113, cofamy się  ok. 100 metrów w stronę Ella i przy drogowskazie skręcamy w prawo w stronę Mostu Dziewięciu Łuków – Nine Arch Bridge. Idziemy leśną drogą i po pokonaniu ok. kilometra docieramy do mostu, który prezentuje się niezwykle efektownie. Siadamy i czekamy na pociąg, ale niestety nie udaje nam się go doczekać. Po pół godzinie rezygnujemy – chmurzy się, a chcemy jeszcze zobaczyć wodospad.

 

 

Do Wodospadów Rawana jedziemy tuk tukiem. Zbijamy cenę za transport w obie strony z 1200 do 1100 (pomocna dłoń przy wspinaniu się na skałki gratis), po czym …. z własnej woli płacimy kierowcy 1200, bo wodospady są dalej niż myślałyśmy (6 km na południe od Ella), a chłopak wyjątkowo sympatyczny i ma świetne poczucie humoru.

Po drodze zatrzymuje się na pół minuty przy kapliczce...

Po drodze zatrzymuje się na pół minuty przy kapliczce…

 

Po drodze zatrzymuje się na pół minuty przy kapliczce, żeby prosić Buddę o opiekę, bo droga jest niebezpieczna. Rzeczywiście, szosa kręta (i piękna!), a on jeździ – nawet jak na warunki lankijskie – tak ostro, że wsparcie niebios z pewnością jest mu potrzebne. Zatrzymuje się przy przepaści, do której, jak twierdzi, 10 lat temu spadł autobus i gada, nie zważając na trąbienie innych kierowców. Ledwo udaje nam się go uprosić, żeby skończył opowieść i jechał dalej.

Wodospad Rawana robi na nas wrażenie – jest zdecydowanie najpiękniejszym z trzech wodospadów, które widziałyśmy na Sri Lance – nie dorównuje mu ani Wodospad Bakera w Parku Równin Hortona ani Skok Kochanków koło Nuvara Elija. Z przykrością stwierdzam, że moje zdjęcie nie odzwierciedla jego piękna….

 

 

Wodospad Rawana

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *