Rozdział pierwszy: Lubeka

Wizytę w Lubece zaczynam od spaceru po starym mieście. Wchodzę od strony dworca kolejowego, przez Bramę Holsztyńską (Holstentor), która uchodzi za symbol miasta, ale większe wrażenie robi na mnie Brama Zamkowa (Burgtor). Odwiedzam katedrę z olbrzymim krucyfiksem z XV w (warto na chwilę zajrzeć) i Kościół NMP (wstęp płatny –  tylko 2 €, ale… można sobie darować). Kościół św. Katarzyny z obrazem Tintoretta jest  zamknięty na głucho, może z powodu święta, muszę zadowolić się obejrzeniem pięknej fasady. Nie wchodzę na wieżę kościoła św. Piotra, choć miałam zamiar – jest zimno, pochmurno i wieje lodowaty wiatr (i to ma być majówka???!!!). Podziwiam za to kamieniczki przy Glockengießerstraße, zwłaszcza pod numerami 25, 41 i 49/51, dostojne wnętrza Szpitala Św. Ducha (wstęp wolny) i fasadę ratusza (wnętrze nie jest udostępnione zwiedzającym) . Continue reading

PODRÓŻ DO SERCA HANZY

Na tegoroczną majówkę wybieram się z krótką wizytą sąsiedzką do Niemiec, kraju zdecydowanie przez nas turystycznie niedocenianego. Zatrzymam się w Hamburgu, skąd zrobię jednodniowe wypady do oddalonej o 60 km Lubeki i niespełna 100 km Bremy. Motywem przewodnim mojego wyjazdu będzie Hanza – związek miast, któremu przewodziła Lubeka, do którego wszystkie te trzy miasta należały i któremu zawdzięczały swoją potęgę. A że Hanza powstała w połowie XIII wieku i przetrwała do wieku XVII, moja podróż, nieodległa w przestrzeni, będzie przede wszystkim podróżą w czasie. Continue reading

POSTKOLONIALNE KLIMATY: FORT W GALLE

Fort w Galle wybudowali w XVI wieku Portugalczycy. W 1640 roku zdobyli go (i rozbudowali) Holendrzy, a w końcu XVIII wieku przejęli Brytyjczycy. Postkolonialnym spadkiem są mury obronne, baszty, kościoły (zarówno protestanckie, jak i katolickie, w jednym jest nawet szopka betlejemska), oraz domy mieszkalne, z charakterystycznymi gankami, ażurowymi werandami i kolumienkami. Większość budynków jest odrestaurowana, ale są też rudery, a eleganckie domy sąsiadują ze skromnymi, drewnianymi chatkami. Continue reading

MAŁY SZCZYT ADAMA, MOST DZIEWIĘCIU ŁUKÓW I WODOSPAD RAWANA

Ella jest małym, niezbyt ładnym miasteczkiem, całkowicie opanowanym przez zagranicznych turystów, którzy przybyli, żeby stąd iść na Mały Szczyt Adama, wspiąć się na Ella Rock, zobaczyć Most Dziewięciu Łuków i Wodospad Rawana, a także zwiedzić okoliczne fabryki i plantacje herbaty. Wzdłuż głównej ulicy ciągną się restauracje, a poziom wyżej – na skarpie – pensjonaty i kwatery prywatne. Continue reading

SIGIRIYA: SKAŁY, RUINY I NIEBIAŃSKIE DZIEWICE

Do Sigiriyi wyruszamy zaraz po śniadaniu. Dojazd z Dambulli zajmuje tylko pół godziny, ale gospodarz ostrzega nas przed tłokiem w południe i upałem po południu. Choć do kas docieramy niedługo po otwarciu, a bilet wstępu kosztuje 30 dolarów, w ogrodach otaczających potężną skałę, jest już pełno turystów, głównie Lankijczyków. Oni za bilet wstępu płacą kilkakrotnie mniej. Continue reading

SARAJEWO: NA SKRZYŻOWANIU KULTUR

Do Sarajewa docieram po południu. Zamierzam zabawić tu aż dwa i pół dnia – zarówno ze względu na zabytki, jak i otaczające miasto góry. Mój hostel mieści się w orientalnej części miasta, pełnej meczetów – pięć razy dziennie słychać wezwania do modłów. Wielokulturowa atmosfera miasta i życzliwość mieszkańców sprawia, że szybko się tu zadamawiam. Hostel okazuje się niezwykle sympatyczny. Mam swoją knajpę na Baščaršiji (w życiu nie jadłam tak dobrych szaszłyków!) i swój sklep. Continue reading

Z CHORWACJI DO CHORWACJI LUB POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI

Z Dubrownika do Splitu jedzie się przez … Bośnię, krótki kawałek wybrzeża, należący do tego kraju. Na trasie mam więc kolejne dwie granice. Tym razem wszystko przebiega bezboleśnie – kolejki są krótkie, a pogranicznicy wchodzą do autokaru i pobieżnie sprawdzają dokumenty.

Pałac Dioklecjana w Splicie jest miejscem absolutnie fascynującym. Uświadamia nie tylko przemijanie pokoleń, ale też całych cywilizacji, kultur i religii. Continue reading

Z CZARNOGÓRY DO CHORWACJI

Przejazd autokarem z Kotoru do Dubrownika (nieco ponad 90 km) ma trwać około dwóch i pół godziny. Trwa niemal dwa razy dłużej – najpierw utykamy w gigantycznym korku, jeszcze w Czarnogórze, a potem dwie godziny stoimy na granicy. Zarówno Czarnogórcy, jak i Chorwaci każą wysiadać z autokaru (a potem nawet nie chce im się wbić stempelków do paszportu). Pierwsza kontrola przebiega sprawnie, ale na chorwacką czekamy w sznurku samochodów osobowych i – co gorsza – za innym autokarem. Moja frustracja rośnie z każdym kwadransem. Continue reading